poniedziałek, 27 września 2021

DIY - ścieżka sensoryczna

Dzieci śpią. Można spożytkować czas na kawusię, delektować się słodką ciszą lub oddać się twórczemu szałowi. 

Dzisiaj zrobiłyśmy dla dzieci dwie ścieżki sensoryczne :) - po 5 heksagonów na placówkę

Do wykonania zostały użyte: 

- bazy heksagonalne                                                                                                                 

- szklane kamyki

- korki do wina (nieużywane 😊)

- kamyki

- sztuczna trawa

- muszelki

- ziarna kawy

- żywica epoksydowa

- klej na gorąco

Aby wykonać taką ścieżkę wystarczy przykleić klejem na gorąco do bazy wszystko, czego dusza zapragnie i na koniec zalać to żywicą epoksydową. Należy odczekać kilka godzin lub dni - nie wiemy, bo pierwszy raz jej używałyśmy. Można nie zalewać bazy ale przy dzieciach, które wszystko są w stanie urwać, bezpieczniej jest użyć żywicy. 

Koszt wykonania takiej ścieżki z 10 heksagonami to około 230 zł. W porównaniu, w niektórych sklepach takie ścieżki składające się z 5 elementów, to koszt nawet 600 zł. Więc do dzieła!








czwartek, 23 września 2021

Rodzicielstwo "doskonałe" czyli rodzice helikoptery i dzieci filiżanki

Wyobraźmy sobie sytuację: w blasku słońca, dookoła ćwierkają ptaki i latają motyle, idą rodzice z dzieckiem. Wszyscy są uśmiechnięci. Nagle dziecko się potyka, ale tata z refleksem Supermana w ostatniej chwili je łapie. Mama z zapałem perfekcyjnej pani domu sprząta wszystkie kamienie z chodnika a tata na wszelki wypadek robi za Boba Budowniczego i z betoniarki zalewa wszystkie dziury. Dziecko przez życie przechodzi bez skaleczeń, otarć i złamań. Te rany są potrzebne. Komu? Dziecku. Niektórzy rodzice, nazywa się ich helikopterami, tego nie dopuszczają do swojej myśli. Kim są?

Jeszcze niedawno synonimem dobrego rodzicielstwa była wysoka reaktywność na potrzeby dziecka połączona z wysokimi wymaganiami wobec niego. Niestety po drodze pojawiła się wiara, że trzeba robić dla dziecka więcej i więcej. Trzeba mu pomóc jeść, bo się pobrudzi. Trzeba go ubrać, bo bluzka jest na drugą stronę. Trzeba go trzymać za rękę cały czas, bo się przewróci. Takich właśnie rodziców nazywamy nadopiekuńczymi, są helikopterami lub rodzicami curlingowymi (od nazwy sportu w którym szczotkujemy lód, żeby kamień płynnie toczył się po lodzie). 

Termin "helicopter parents" powstał w 1969 roku. W jednym określeniu zawiera szereg zachowań nadopiekuńczych rodziców: nadmierna ochrona, nadmierna kontrola, sterowanie zachowaniem dziecka, branie odpowiedzialności za porażki i sukcesy dziecka. Jeszcze w latach 60-tych trend ten był spotykany sporadycznie. Jednak ostatnimi czasy przybiera na sile. 

Według naukowców rodzic helikopter za bardzo angażuje się w życie dziecka. Podejmie za nie decyzje, zaangażuje się w konflikty pomiędzy dzieckiem a otoczeniem, rozwiąże ich problemy. Wg profesora Larry'ego Nelsona, dzieci nadopiekuńczych rodziców mniej angażują się w szkole. Nie muszą tego robić. Rodzic je "popycha" na ścieżkę rozwoju, rodzic kroczy za dzieckiem, wyręcza je i skutecznie zniechęca i pozbawia inicjatywy do działania. Zbytnia ingerencja w działania dziecka, które powinno być naturalne w danej fazie rozwoju, jest dla dziecka negatywna. Każda kontrola, nieważne jakie formy przybiera, jest krzywdząca

Większy problem mają rodzice, którzy przez dziecko chcą uporać się z własnymi deficytami lub kompleksami. Gdy dziecku coś nie wychodzi, nie radzi sobie z jakimś przedmiotem w szkole, rodzic odbiera to jako porażkę wychowawczą. Jeśli dziecko nie potrafi zawiązać butów to oznacza, że albo my go tego nie nauczyliśmy albo, co gorsza, jest mniej zdolny. W efekcie robią wszystko za dziecko, żeby nie myśleć o sobie, że jest się "złą matką" lub "złym ojcem".

Z drugiej strony nakładamy na dziecko coraz więcej obowiązków. Nie dość, że system edukacji w Polsce przeciąża dzieci, to jeszcze rodzice dokładają im zajęć dodatkowych. Wg CBOS w 2014 roku aż 48% dzieci uczęszczało na zajęcia dodatkowe. Język angielski, hiszpański, mandaryński, balet, ceramika... Im więcej, tym lepszy start będzie miało moje dziecko. Chcemy, żeby odniosło w życiu sukces, ale nie dajemy mu do tego narzędzi psychologicznych - zaufania we własne możliwości, wiary w jego umiejętności. Zaufania w jego kompetencje. Rodzice często nie potrafią wesprzeć dziecka w porażkach. Nie chcą konfrontować ich z nieprzyjemnymi emocjami. 

Do czego to prowadzi? Dzieci z roku na rok są bardziej rezolutne. Radzą sobie z technologią, jakby po narodzinach miały wgrane do umysłu instrukcje obsługi smartphona, ale nie radzą sobie z najmniejszymi porażkami. Co gorsze - po porażce nie chcę ponownie próbować. Takie dzieci nazywane są "dziećmi filiżankami". Przez nadopiekuńczość rodziców stały się tak kruche emocjonalnie, że każdy uraz może je rozbić na tysiąc kawałków. 

Nikt nie będzie mówił nikomu, jak ma wychowywać swoje dziecko. Czasami jednak warto posłuchać głosu psychologów, pedagogów i socjologów. Warto posłuchać swojego dziecka i mu ZAUFAĆ. Zaufanie to podstawa każdej relacji. Między rodzicem a dzieckiem też. Pozwólmy dziecku na jego porażki, na wywrotki. Pozwólmy dziecku nauczyć się samodzielności. Założy lewy but na prawą nogę? Super, że założyło SAME. Nauczmy się rozróżniać nadmierną kontrolę rodzicielską z zaangażowaniem.